Był w miarę ciepły dzień. Zbliżała się już jesień, więc i tak nie było ciepłej, letniej pogody. Kilka chmur zasłoniło na chwilę słońce. Do swojego domu przybyła dyrektorka szkoły. Pani Głowenia Krewnicka, dyrektorka Monster High i opiekunka Abbey (przynajmniej do czasu nauki w Monster High), zdjęła swoją chustkę i fioletowy płaszczyk. Weszła do pokoju i zauważyła starą księgę czarów. Dostrzegła dym w kuchni, wiec tam poszła. Przy kuchence w miarę nowoczesnej, stała Ghoulia Yelps która od tygodnia szukała, wraz z panią Dyrektor odpowiedniej mikstury, aby odmrozić Abbey Bominable, ponieważ ktoś (za pewne Toralei Stripe) podstawił lustro, kiedy Abbey gasiła pożar w szkole.
-Eeee(chyba mi się udało, ta mikstura może wskrzesić Abbey) - mówiła językiem zombie, Ghoulia.
-Miejmy nadzieję, że masz rację, Ghoulio. - mówiła pani Głowenia Krewnicka ze smutną twarzą.
Ghoulia dodała coś do kociołka i zaczęła intensywnie mieszać. Tym czasem pani Krewnicka, stała nad zamrożoną Abbey i pociekły jej łzy na jej nieruchome, wręcz martwe policzki. To prawda, Abbey była yeti i pochodziła z Krainy Śniegów. Lecz to nie znaczyło wcale, że jest odporna na zamrożenie. Wręcz utrudniało to wszystko. Abbey praktycznie była po części z lodu. Na to wskazywało to, że z jej bajecznych, długich, białych włosów padał śnieg. Że jej skóra była niebieska jak lód. Jej łzy zamieniały się w lód w sekundę po wypłynięciu z oczu. Z jej ust zawsze wydobywał się oziębły dym, jak wtedy, kiedy w chłodne wieczory ktoś idzie ulicą i oddycha ustami. Można by przyłożyć ją do pieca, ale to mogłoby ją stopić.
~~
Godzinę później, Ghoulia skończyła miksturę. Polała ją na Abbey i wsmarowała w nią, aż obrzydliwy, zielony płyn wsiąkł w jej ciało. Głowenia czekała aż Abbey wstanie, lecz po 15 minutach czekania, straciła wszelką nadzieję.
-No nic Ghoulio, starałaś się. Bardzo Ci za to dziękuję. Możesz już iść do domu- powiedziała.
Ghoulia spuściła wzrok, potem spojrzała smutno na Abbey i z jej oka pociekła łza. Łza rozczarowania. Smutku. Żałoby. Straconego czasu na warzenie eliksirów.
~~
Nastąpiła ciemna noc. Głowenia już zasnęła. Ciało Abbey leżało zamrożone na sofie w salonie. Lecz coś się zmieniło. Ciała nie pokrywał już lód. Z białych włosów znowu padał śnieg. Z nosa wylatywała para jakby oddychała. Nagle Abbey ożyła. Otworzyła swoje głębokie, fiołkowe oczy.Poruszyła głową. Potem ręką.Potem nogą. I tak w kółko, aż uświadomiła sobie, że żyje. Pobiegła do Krewnickiej i zbudziła ją.
-O matko! Abbey! To nie możliwe! Eliksir Ghoulii podziałał!-krzyczała radosna pani dyrektor.
-Tak, oczywiście, że tak. A teraz dorwę tego żartownisia.-mówiła Abbey swoim donośnym, śmiałym głosem.
-Wiesz kto to? Widziałaś kto to?-dopytywała jej opiekunka.
-Oczywiście, że nie. Ale dowiem się. -powiedziała i wstała. Zrobiła gest jakby miała przemawiać - My w górach mamy pewne powiedzonko: Kiedy sprawca jest czemuś winny, zawsze wraca na miejsce zbrodni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz